Gdy spojrzymy na daty urodzin i śmierci Marii Rodziewiczówny (1864-1944), szybko może uruchomić się w głowie myśl o wielu przełomowych dla historii świata i Polski wydarzeniach, których świadkiem stała się zapomniana dziś pisarka. W istocie, jej życie rozpięte między klęską zrywu styczniowego, a niemniej bolesnym upadkiem powstania warszawskiego znajduje odbicie w tworzonych przez nią powieściach. I wojna światowa, pomoc w organizacji szpitala wojskowego, zaangażowanie administracyjne w czasie wojny polsko-bolszewickiej, prężna działalność społeczna, wysiedlenie z majątku przez Sowietów, w końcu ostatnie lata życia spędzone w zajętej przez nazistów stolicy – wszystkie te doświadczenia są dobrym materiałem na niejedną książkę…
Choć dziś już przeważnie niepamiętane, dzieła Rodziewiczówny są wyjątkowe. Uwielbiane niegdyś przez czytelnika lubującego się w literaturze popularnej, ale nie prostackie i naiwne (tj. tak zwane „powieści dla kucharek”). Być może dlatego jedna z tych opowieści stała się gotowym niemal scenariuszem dla emitowanego w 2023 serialu „Dewajtis” (reż. Filip Zylber).
Talent Rodziewiczówny docenił m.in. Stefan Żeromski. Nieco późniejsi krytycy, zwłaszcza osoby zaangażowane znacznie w politykę kulturalną kraju, pisali o niej raczej złośliwie i niepochlebnie. Zbigniew Słojewski, felietonista okresu PRLu, twierdził m.in. „Babsztyl szkodliwy by nie był, gdyby nie zeżarł jednym haustem takiej fury papieru”. Inni komentatorzy zarzucali spłycanie ówczesnych konwencji literackich, a nawet plagiat. Taka uwaga pojawiła się ze strony Gabrieli Pauszer-Klonowskiej, jednak autorka książek dla młodzieży pisząc w kontekście „Dewajtis” o przywłaszczeniu przez Rodziewiczównę treści z Maksa Albrechta, nie podała żadnych cytatów na poparcie swojej tezy. Zbigniew Żabicki widział natomiast w tej powieści kiepską „przeróbkę” kultowego „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej.
Okres PRLu nie był czasem korzystnym dla rozwoju twórczości pisarki o wyrazistych korzeniach patriotycznych, do tego mocno zaangażowanej w tematykę Polskich Kresów Wschodnich. Ten aspekt pisarstwa Rodziewiczówny docenił Czesław Miłosz w „Szukaniu Ojczyzny” (1992): „W moim powrocie do Rodziewiczówny ktoś może dopatrzeć się przekory czy nawet perwersji. Otóż nie. U nikogo z powieściopisarzy nie znajduję tylu realiów dotyczących wschodnich ziem dawnej Rzeczypospolitej w drugiej połowie XIX wieku czy na początku wieku XX…”
Zwano ją „Sienkiewiczem w spódnicy”, ponieważ podobnie jak autor „Rodziny Połanieckich”, w swoich dziełach afirmowała patriotyczne wzorce, katolickie odniesienia i ziemiańskie tradycje. Książka „Między ustami a brzegiem pucharu” (1889) to opowieść o transformacji niemieckiego hrabiego w polskiego patriotę, zaś wspominane już „Dewajtis” (1889) poświęcone zostało losom bohaterów walczących o zachowanie polskości na rusyfikowanych Kresach. Uznaniem i popularnością cieszyło się również „Lato leśnych ludzi” (1920), wartka powieść dla młodzieży.
W latach 90tych uznany krytyk Jan Zdzisław Brudnicki na łamach „Trybuny” podkreślał wnikliwy zmysł obserwacji wszystkich grup społecznych oraz zaskakującą lekkość w przełożeniu owych refleksji na spójne, zajmujące studium socjologiczne. Zestawił autorkę „Dewajtis” z wchłoniętą przez dydaktykę szkolną autorkę „Nad Niemnem”: „Doszło do takiego paradoksu, że z dwóch równorzędnych pisarek – Rodziewiczówny i Orzeszkowej – wygrała czytelniczo ta pierwsza, a narzucona przez lata i szkołę druga jest czytana jedynie z musu i bez żadnej uciechy.” Uwypuklił ponadto mistrzowską umiejętność gry wieloma stylami – łączenie aury lirycznej, komicznej oraz dramatycznej.
Tadeusz Dworak podkreślił, że kilku oponentów twórczości Rodziewiczówny nie jest w stanie powstrzymać wyraźnych głosów uznania, płynących od osób ważnych w świecie krytyki i historii literatury. Tadeusz Nyczek w „Gazecie Wyborczej” (1991) wyznał: „Od miesięcy nie mogę sobie dać rady z Rodziewiczówną. Prawie wszystko rzuciłem w kąt, czytam tylko Rodziewiczównę. Żona najpierw była trochę przestraszona, teraz przeważnie się śmieje”.
Rodziewiczówna odchodziła w ogromnym cierpieniu, biedzie i zapomnieniu. Marek Gordon tak wspominał epizod z powstania warszawskiego – ewakuację chorej pisarki do innego lokalu: „Wygląd Marii Rodziewiczówny był rzeczywiście niezwykły: na siwych kosmykach zwichrzonych włosów widniała wełniana szara czapeczka, a potem twarz, twarz, której nie zapomnę nigdy: pomarszczona jak białko, koloru ziemistego, a co było najdziwniejsze – okolona męskim zupełnie zarostem. Tak, Maria Rodziewicz miała brodę”. Harcerze, którzy w ten sposób ratowali autorkę „Lata leśnych ludzi”, mieli ostrzegać otoczenie, że niosą „Dewajtisa”. Pisarka zmarła wkrótce po powstaniu – 6 listopada 1944. Bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie płuc. Od 1948 roku spoczywa w Alei Zasłużonych, na warszawskich Powązkach.