Źródło: freepik.com

Globalne ocieplenie a nauka z poprzedniej mądrości etapu (Czas Marsa)

W młodości czytałem masę czasopism i książek popularnonaukowych. Jedną z nich był wydany w 1996 roku „Czas Marsa” autorstwa znanego naukowca, Roberta Zubrina. Jeden z rozdziałów książki dotyczył projektu przyszłego terraformowania Marsa. Pomysł opierał się na sztucznym podniesieniu temperatury planety (np. za pomocą luster orbitalnych), co spowoduje rozpoczęcie samonapędzającego się procesu uwalniania z regolitu (gleby) związanego tam dwutlenku węgla, który powodowałby dalsze ogrzewanie planety poprzez efekt cieplarniany, wymuszając dalsze uwalnianie CO2.

Brzmi znajomo? Wszyscy słyszymy z mediów, że CO2 jest gazem cieplarnianym i powoduje wzrost temperatury na Ziemi. Co do tego, owszem, panuje zgoda wśród naukowców. To jest fakt. Jednak wbrew medialnej narracji, istnieje dość duża rozbieżność w ocenach tego jak duży jest udział wywołanego przez CO2 efektu cieplarnianego w obserwowanym wzroście temperatury. Powszechnie głoszona narracja wskazuje właśnie na ten gaz jako najważniejszy czynnik.

Wracając do „Czasu Marsa”, bardzo ciekawe są w tym kontekście obliczenia Zubrina dotyczące wpływu uwolnionego do atmosfery marsjańskiej CO2 na średnią temperaturę powierzchni. Otóż z jego wykresu możemy odczytać, że zwiększenie gęstości atmosfery Marsa z obecnej (praktycznie śladowej) 0,006 bara do 0,1 bara (czyli 10% gęstości ziemskiej atmosfery), zwiększy temperaturę o 40K (stopni). Oczywiście chodzi o atmosferę składającą się niemal wyłącznie z CO2.

Wykres z książki Czas Marsa, Robert Zubrin, Richard Wagner, Prószyński i S-ka, 1997
Wykres z książki Czas Marsa, Robert Zubrin, Richard Wagner, Prószyński i S-ka, 1997

Na Ziemi mamy obecnie w atmosferze 410 ppm dwutlenku węgla, czyli 0,0041% jej zawartości. To oznacza, że jeśli obliczenia Zubrina są poprawne, to ilość CO2 w ziemskiej atmosferze, może spowodować efekt cieplarniany wielkości zaledwie 0,164 K. Skoro ilość CO2 od początku epoki przemysłowej wzrosła z 278 ppm do 410 ppm, to znaczy, że udział CO2 w zaobserwowanym wzroście temperatury na Ziemi o około 1,5 stopnia wynosi 0,053 K. Jest więc tak mały, że aż pomijalny (około 3% tego wzrostu). Cała reszta tego wzrostu musi pochodzić z innych czynników.

A jaki wpływ miałoby spalenie wszystkich znanych zasobów paliw kopalnych na Ziemi? Wg opracowania, do jakiego dotarłem, w roku 2005 wiedzieliśmy o 469 mld ton węgla, 160 mld ton ropy i 159 mld ton gazu ziemnego. Gdyby wszystko to spalić (a nie np. część przetworzyć), to uzyskalibyśmy maksymalnie 2,5 biliona ton CO2. Obecnie mamy w atmosferze 3 biliony ton CO2. W efekcie uzyskalibyśmy stężenie CO2 w atmosferze maksymalnie około 750 ppm. O ile zwiększyłoby to temperaturę na Ziemi względem obecnej? O 0,136 stopnia. Naprawdę, jest o co walczyć…

Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że natężenie promieniowania słonecznego na Ziemi jest większe o około 2,3 raza od tego na Marsie, więc proporcjonalnie większy może być również i efekt cieplarniany, to wciąż mówimy jednie o maksymalnie około 6-7% udziale w dotychczasowym wzroście temperatury i potencjalnym wzroście maksymalnie o 0,3 stopnia po spaleniu absolutnie wszystkich paliw kopalnych na Ziemi.

Zatem prowadzona obecnie walka z dwutlenkiem węgla wydaje się być jakąś ponurą groteską, „płaskoziemstwem”, które doszło do świata mediów, polityki, a nawet na skompromitowane uniwersytety. Co więcej ta walka może doprowadzić do światowej nędzy, a przynajmniej do poważnego rozstrojenia gospodarki.

Ktoś może powiedzieć, że Robert Zubrin się pomylił w swoich obliczeniach i stąd to nieporozumienie. Mam jednak znacznie więcej przesłanek na błędność sprzedawanej nam powszechnie jako „naukowa prawda” (objawiona) hipotezy „antropogenicznego ocieplenia klimatu”. Będę je stopniowo publikować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *